7.
Od pamiętnej przerwy lekcje dłużyły mi
się w nieskończoność i w porównaniu z wczorajszym wyczekiwaniem, tamto było
pestką. Mazałam, kreśliłam, malowałam przeróżne rzeczy na marginesie zeszytów
przedmiotowych. Dobra połowa słyszanych przeze mnie rozmów, pouczeń lub
wykładów, przelatywało mi koło głowy. Miałam ochotę położyć się we własnym
łóżku w domu, rozmarzyć się wsłuchując się w muzykę, którą uwielbiam. Jest
jednocześnie odprężająca i skupiająca. Dzięki niej, przypominam sobie, jak
powinnam postępować, co robić, a czego nie. Uspakaja nerwy i obiecuje, że
wszystko będzie w należytym porządku.
Kiedy zbierałam swój mały bałagan po ostatniej lekcji z ławki, podszedł do mnie Rafał.
- Bądź o szesnastej u siebie na przystanku, dobrze? – zapytał z nieskrywanym uśmiechem.
- Dobrze – odpowiedziałam cicho, czując na sobie spojrzenia kilku osób. Rafał zaśmiał się lekko, zgadywałam, że z powodu mojej nieśmiałości, a następnie pocałował mnie lekko w policzek i odszedł. Pary oczu, których wzrok odczuwałam na moim ciele powodowały tylko, że jeszcze bardziej się zawstydzałam. Byłam niemalże pewna, że ponownie jestem oblana rumieńcem. Z jednej strony szczęście aż kipiało ze mnie i chciałam nim wszystkich obdarować, a z drugiej nie okazywać go w sposób, przez który zwracałam na siebie taką uwagę. Jednak, chyba nie miałam dużego wyboru. Nigdy nie potrafiłam tłumić swojego szczęścia, grać nieszczęśliwej, czy wiecznie smutnej. Jeśli chodziłam przygnębiona, nie trwało to długo. Zawsze potrafiły pocieszyć mnie najmniejsze rzeczy, od jakiegoś uroczego zjawiska, do wielkich akcji pocieszania mnie urządzanych przez Kasię. Jak wiadomo, gorsze dni zdarzają się każdemu, więc czasami sama jej organizowałam coś takiego.
Do domu wracałam z moją przyjaciółką, Ideał chyba zdążył na wcześniejszy tramwaj. Obydwie miałyśmy głowy w chmurach. Jak się okazało nie tylko ja mam dzisiaj małą randkę. Kaśka była umówiona z Kubą w kinie. Zawsze myślałam, że przyjaźń dwóch Licjanek nie może zakończyć się dobrze. Znałam historię o dwóch przyjaciółkach, takich jak my. Równie nierozłączne. Niestety, kiedy poznały pewnego dnia Ideał pokłóciły się. Znienawidziły się równie mocno, co niegdyś przyjaźniły. Każda z nich uważała, że ich wybranek powinien być z nią. Nie znam zakończenia tego romansu, ale wiem, iż Licjanki nigdy więcej się do siebie nie odezwały. Obawiałam się, że może stać się podobnie ze mną i Kasią przy Rafale, lecz fakt, że miał on brata całkowicie zmył tę wizję.
Wpadłam do domu niczym burza. Pomimo że do szesnastej zostało mi półtorej godziny, zdawałam sobie sprawę, że mam wiele do zrobienia i muszę się z spieszyć. Moja mama zostawiła mi kartkę, na której zapisała, że zanim gdzieś wyjdę, mam zjeść obiad, który mam w lodówce. Po tym całym oczekiwaniu byłam nadzwyczajnie głodna. Podbiegłam do lodówki. Pomidorowa. Nie najgorzej. Wstawiłam zupę szybko na gaz i pognałam po schodach do swojego pokoju. Było dzisiaj ponad 20 stopni, ciepło i słonecznie jak na wrześniowy dzień. Zaczęłam szukać jednej z letnich sukienek, które miałam. Dojrzałam moją ulubioną. Dostałam ją na urodziny od rodziców w te wakacje. Była śliczna. Lekka, miała szmaragdowy odcień zieleni i brązowy pasek. Sięgała mi do kolan. Położyłam ją na łóżku i zbiegłam na dół do kuchni. Chyba pobiłam mój rekord szybkości w jedzeniu. Zmyłam naczynia i wróciłam na górę. Spięłam włosy w kok i włożyłam sukienkę. Poprawiłam jeszcze parę rzeczy w swoim wyglądzie i zeszłam już spokojnie na dół. Miałam dokładnie siedem minut na dojście na przystanek. Byłam przekonana, że pomimo, iż się nie spóźnię, Rafał będzie już na miejscu.
Kiedy zbierałam swój mały bałagan po ostatniej lekcji z ławki, podszedł do mnie Rafał.
- Bądź o szesnastej u siebie na przystanku, dobrze? – zapytał z nieskrywanym uśmiechem.
- Dobrze – odpowiedziałam cicho, czując na sobie spojrzenia kilku osób. Rafał zaśmiał się lekko, zgadywałam, że z powodu mojej nieśmiałości, a następnie pocałował mnie lekko w policzek i odszedł. Pary oczu, których wzrok odczuwałam na moim ciele powodowały tylko, że jeszcze bardziej się zawstydzałam. Byłam niemalże pewna, że ponownie jestem oblana rumieńcem. Z jednej strony szczęście aż kipiało ze mnie i chciałam nim wszystkich obdarować, a z drugiej nie okazywać go w sposób, przez który zwracałam na siebie taką uwagę. Jednak, chyba nie miałam dużego wyboru. Nigdy nie potrafiłam tłumić swojego szczęścia, grać nieszczęśliwej, czy wiecznie smutnej. Jeśli chodziłam przygnębiona, nie trwało to długo. Zawsze potrafiły pocieszyć mnie najmniejsze rzeczy, od jakiegoś uroczego zjawiska, do wielkich akcji pocieszania mnie urządzanych przez Kasię. Jak wiadomo, gorsze dni zdarzają się każdemu, więc czasami sama jej organizowałam coś takiego.
Do domu wracałam z moją przyjaciółką, Ideał chyba zdążył na wcześniejszy tramwaj. Obydwie miałyśmy głowy w chmurach. Jak się okazało nie tylko ja mam dzisiaj małą randkę. Kaśka była umówiona z Kubą w kinie. Zawsze myślałam, że przyjaźń dwóch Licjanek nie może zakończyć się dobrze. Znałam historię o dwóch przyjaciółkach, takich jak my. Równie nierozłączne. Niestety, kiedy poznały pewnego dnia Ideał pokłóciły się. Znienawidziły się równie mocno, co niegdyś przyjaźniły. Każda z nich uważała, że ich wybranek powinien być z nią. Nie znam zakończenia tego romansu, ale wiem, iż Licjanki nigdy więcej się do siebie nie odezwały. Obawiałam się, że może stać się podobnie ze mną i Kasią przy Rafale, lecz fakt, że miał on brata całkowicie zmył tę wizję.
Wpadłam do domu niczym burza. Pomimo że do szesnastej zostało mi półtorej godziny, zdawałam sobie sprawę, że mam wiele do zrobienia i muszę się z spieszyć. Moja mama zostawiła mi kartkę, na której zapisała, że zanim gdzieś wyjdę, mam zjeść obiad, który mam w lodówce. Po tym całym oczekiwaniu byłam nadzwyczajnie głodna. Podbiegłam do lodówki. Pomidorowa. Nie najgorzej. Wstawiłam zupę szybko na gaz i pognałam po schodach do swojego pokoju. Było dzisiaj ponad 20 stopni, ciepło i słonecznie jak na wrześniowy dzień. Zaczęłam szukać jednej z letnich sukienek, które miałam. Dojrzałam moją ulubioną. Dostałam ją na urodziny od rodziców w te wakacje. Była śliczna. Lekka, miała szmaragdowy odcień zieleni i brązowy pasek. Sięgała mi do kolan. Położyłam ją na łóżku i zbiegłam na dół do kuchni. Chyba pobiłam mój rekord szybkości w jedzeniu. Zmyłam naczynia i wróciłam na górę. Spięłam włosy w kok i włożyłam sukienkę. Poprawiłam jeszcze parę rzeczy w swoim wyglądzie i zeszłam już spokojnie na dół. Miałam dokładnie siedem minut na dojście na przystanek. Byłam przekonana, że pomimo, iż się nie spóźnię, Rafał będzie już na miejscu.
Fajnie mi się to czytało. Lubię kiedy rozdziały nie są zbyt długie. Czekam na równie ciekawy next! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie. Mam nadzieję, że ci się spodoba http://ej-romantycznahistoria.blogspot.com/. :)
OdpowiedzUsuńMmm ciekawy rozdział :) Jestem ciekawa następnego !
OdpowiedzUsuńonecityintheworld.blogapot.com
Naprawdę twój blog bardzo mi się podoba i w związku z tym zostaje nominowany do LBA. Więcej informacji znajdziesz u mnie http://przed-miloscia-nie-ma-ucieczki.blogspot.co.at/
OdpowiedzUsuńGratulujemy!
OdpowiedzUsuńDostajesz nominację do Liebster Blog Award.
Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej to wejdź na: http://natropiepottera.blogspot.com/.