piątek, 11 lipca 2014

Nowy blog!

                Tak jak pisałam w poprzednim poście, otwieram nowy blog:
Opowiadania według Alicee
Opis wyżej podanego linku znajduje się w poście niżej, oraz na podanej stronie.
Zachęcam wszystkich, ponieważ pierwsza historia już jest!

środa, 2 lipca 2014

Koniec bloga!

                Zapewne już wiecie o co mi chodzi po tytule postu. Zamykam, a raczej zawieszam ten blog. Nie usunę go, ale nie spodziewajcie się nowych rozdziałów z tego opowiadania. Co do niego, wena całkowicie mnie opuściła, pomysł jaki miałam na tego bloga wyczerpał się. Mimo to nadal bardzo ciągnie mnie samą do pisania, jest to moje hobby, któremu w wolnej chwili się oddaję. W każdym razie nie kończąc kompletnie mojej działalności na blogerze, ogłaszam że na dniach (max. tydzień) otwieram innego bloga. Zastanawiałam się, co mogę zrobić, aby nadal pisać, ale potem nie stracić owej weny. Doszłam do wniosku, że będę tworzyła krótkie opowiadania, które będę (tak, przynajmniej myślę póki co) dodawała od razu w całości. Opowiadania te będą zdecydowanie krótsze, jednak będę starała się dawać w nich tyle siebie, ile tylko będę mogła. Jakie będą te historie? Przeróżne, zaczynając od fikcyjnych losów wampirów, po jakieś inne stworzenia (cokolwiek, co przyjdzie mi do głowy) kończąc na zwykłych ludziach. W skrócie będą to tzw. "one-shoty". Niedługo skończę już pierwsze opowiadanie, tak więc nowy blog rozpocznę od razu nim. Przy otwarciu owego bloga podrzucę tutaj link w następnym, przypuszczalnie ostatnim poście. Jeszcze raz przepraszam za pozostawienie tej historii, lecz wiem, że gdybym pisała ją na przymus byłaby ona beznadziejna.

Przepraszam i pozdrawiam wszystkich pozostałych czytelników.
Miłych wakacji :3

sobota, 5 kwietnia 2014

9.

9.

         Zegar w mojej komórce wskazywał na to, że minęła ponad godzina od skończenia wychowania fizycznego. W takim wypadku ominęła mnie matematyka. Kierowałam się więc do sali od historii. Szłam szybkim i pewnym krokiem. Wiedziałam, że Kasia nie boi się o mnie, ale jest mocno zaniepokojona. Nie miałam pojęcia, co powiedziała Rafałowi, gdy zabierała go z szatni. Zaczynałam obawiać się jego reakcji, pytań i zachowania. Mknąc korytarzami wreszcie dotarłam na lekcję. Zapukałam dwa razy w drzwi i nacisnęłam klamkę.
 - Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie – wyjaśniłam cicho i poszłam do przedostatniej ławki pod oknem, gdzie moja przyjaciółka wwiercała we mnie swój wzrok, podobnie jak reszta klasy.
 - Co Ty jej zrobiłaś? – spytała szeptem.
 - Nic strasznego... – zamilkłam wyjmując książki na blat – Niczego po niej nie będzie widać, przetłumaczyłam jej nieco do rozumu – kontynuowałam wymijająco.
 - Gdzie jest? – Kaśka wyglądała na zawiedzioną moim zachowaniem, chociaż dobrze wiedziała, że to nie do końca moja wina.
 - Zostawiłam ją w szatni. Może wyszła. Może nadal tam jest. Może tu idzie – odpowiedziałam jej. Nie obchodziło mnie zbytnio, co się dzieje z Anką. Chciałam mieć ten dzień za sobą, a szczególnie rozmowę z Ideałem. Czułam jego spojrzenie na sobie, lecz nie mogłam mu spojrzeć w oczy. Zdawałam sobie sprawę z tego, że i tak mnie to czeka, ale chyba póki co wolałam to przekładać. Przynajmniej do przerwy.
         Do dzwonka nie zamieniłam z przyjaciółką słowa. Udając się korytarzem na kolejną lekcję dogonił nas Rafał. Momentalnie przypomniałam sobie, że nadal nie wiem, co powiedziała mu Kasia. Przeklęłam się w duchu za sklerozę.
 - Roksana... Przepraszam. Ja... To ona mnie pocałowała. Widziałaś to. Byłem w szoku. Proszę. Gdybym wiedział, że to zrobi nie odpowiedziałbym jej w ogóle na pytanie – Ideał wydawał się zakłopotany. Zaczął mnie przepraszać, choć widział trochę, co później się ze mną działo.
 - Jakie pytanie? – zaciekawiło mnie to.

 - Czy ze sobą jesteśmy. Powiedziałem, że tak. A później przypomniałem sobie ten incydent podczas gry, więc ją jeszcze o to zapytałem. W sumie to chciałem wyjaśnień. A resztę już sama widziałaś... – odpowiedział. Był zapatrzony gdzieś w dal, jakby szukał odpowiedzi na dołujące go pytanie.
 - Rozumiem – powiedziałam tylko. Nie wiedziałam, co jeszcze mogę dodać. Rafał odwrócił lekko głowę i spojrzał na mnie zastanawiając się nad czymś.
 - Czemu masz bluzkę od stroju gimnastycznego? – zadał pytanie zdziwionym tonem. Kompletnie o tym zapomniałam. Koszula się podarła. Musiałam coś szybko wymyślić.
 - Zatrzasnęłam jej róg drzwiami od szatni i się rozdarła. Może jeszcze ją jakoś uratuję w domu – zmyśliłam. Dziwił mnie fakt, że zapytał o mnie taki szczegół jak bluzka, a nie pytał o Ankę. Chyba, że tu już wyjaśniła mu jakoś Kasia, której i tak jestem wdzięczna. Wszystko wydawało się już być ułożone, jednak musiałam się dowiedzieć, co takiego moja przyjaciółka powiedziała Rafałowi.

niedziela, 16 marca 2014

8.2

         Wychodząc z sali byłam podtrzymywana przez Kaśkę do szatni, która była naprawdę duża i spokojnie pomieściłaby dodatkową klasę. Wyglądała wyjątkowo schludnie, ściany były odmalowywane tych wakacji na jasnozielony kolor. Drewniane ławki poustawiane pod nimi oraz haczyki na ubrania nieco pomniejszały pomieszczenie. Obok przebieralni były prysznice, do których dziś żadna z nas się nie wybrała, ze względu na brak ręczników i kosmetyków. Kiedy już kończyłyśmy zmieniać ubrania, Marta, mała, zabawna i ciepła dziewczyna krzyknęła:
 - Roksana, Rafał na Ciebie czeka na korytarzu, pośpiesz się – puściła do mnie oko. Lekko się rumieniąc odpowiedziałam z uśmiechem:
 - Możesz mu powiedzieć, że jeszcze mała chwilka – zakładając bluzkę dojrzałam zazdrosne i wrogie spojrzenie Anki. Wyszła z szatni z hukiem trzaskając drzwiami.
 - Chyba jej nie pasują twoje stosunki z Nomorzyńskim – rzuciła z niechęcią Marta widząc moje zażenowane spojrzenie.
 - Mi za to nie pasuje jej osoba – stwierdziłam. Złożyłam swój strój gimnastyczny do torby i podeszłam jeszcze szybko do lustra, które wisiało przy wyjściu. Rozpuściłam włosy z kitki pospiesznie je przeczesując. Przebieralnia była już praktycznie pusta, nie licząc mnie i mojej przyjaciółki, która się trochę grzebała wiążąc swoje buty. Czekając, w myślach ją poganiałam, pamiętając że Ideał nadal stoi na korytarzu. Gdy wyszłyśmy zobaczyłam jego stojącego tyłem do mnie i medium dyskutującą z nim.
 - Co to miało być? Co ty sobie wyobrażasz? Daj jej spokój – próbował przemówić jej do rozsądku, co było nadaremne, przez jej naturę.
 - Przepraszam, nie wiem, co mnie tak poniosło. Nie mam zamiaru tego więcej powtarzać – wykorzystując fakt, że szłam powoli spojrzała się przebiegle w moją stronę. Widziałam w jej zachowaniu, co planuje. Chcąc przyspieszyć, było już za późno.
         Medium zarzuciła mu ręce na szyję i zaczęła namiętnie całować. Rafał z początku zszokowany, po chwili wręcz odepchnął od siebie Ankę, która się do niego przykleiła. Odwrócił się do mnie sparaliżowany. Ona stała niedaleko z uśmiechem, który sam mówił,  jak bardzo jest z siebie zadowolona, jak bardzo czerpie przyjemność z tego, że widziałam ich pocałunek. Nie bacząc na konsekwencje biegłam do niej wściekła jak nigdy. Rzuciłam nią z impetem o ścianę. Nie chciałam zrobić tego tak mocno, lecz nie potrafiłam się kontrolować.
 - Roks, nie możesz teraz. Nie w szkole, nie przy nim – usłyszałam błagalny krzyk Kasi. Rozsądek podpowiadał mi, że ma rację, i że jeśli nie przestanę to nie będzie dobrze, lecz w jednej sekundzie obie poczułyśmy, iż nie mogę się pohamować. Takie odczucie, jak chociażby właśnie rozsądek odeszły w zapomnienie, kiedy zaczął mną władać instynkt. Nadal pochylałam się nad ledwo przytomną medium, gdy poczułam jak w okolicach moich łopatek zaczyna mnie cholernie piec skóra. Trzymałam ją za bluzkę przy ramionach, moje włosy zwisały mi dookoła twarzy, kiedy zobaczyłam, że ich końcówki zaczynają ciemnieć. Naskórek przy łopatkach praktycznie mnie palił, a włosy czerniały.
 - Zabierz go stąd! – wydarłam się, odwracając szybko głowę i szukając przyjaciółki. Stała parę metrów za mną. Kątem oka dostrzegłam również Rafała, który był widocznie zdezorientowany i patrzył się na wszystko z niedowierzaniem. Kaśka zrozumiała, że inaczej nie będzie mogła już pomóc i zabrała szybko Ideał w drugą stronę. Czując niesamowity ból w plecach puściłam Ankę. Zaczynałam go odczuwać również w nogach i rękach, jak gdyby moje kończyny się nagle zaczynały rozciągać. Podeszłam do ściany i oparłam się o nią. Była zimna i koiła nieco moje cierpienie.
 - I co? Myślisz, że to był ostatni raz? I tak będzie mój – zaśmiała się gorzko, nadal leżąc medium. Mimo rwącego bólu podeszłam do niej i kopnęłam ją z powrotem w stronę przebieralni. Drzwi do naszej szatni były uchylone, a ona wpadła w nie lekko, i zatoczyła się do środka. Chciałam podbiec do niej, przekazać jej fizycznie, co teraz czuję, lecz moje ciało mi na to nie pozwoliło. Sama padłam na kolana. W okolicach łopatek, coś chciało się przebić na zewnątrz. Temu czemuś się to zaczęło udawać.
      Moja skóra pod naciągnięciem zaczęła pękać. W tych miejscach powoli przebijały małe, puszyste... Pióra? Koszula w kratę, którą miałam na sobie zaczęła się drzeć razem ze stanikiem na plecach w punktach uwypuklenia przez owe pióra. Naskórek nie przestawał pękać ani na chwilę, a coraz to nowszy puch wyrastać. Wiedziałam, że nie mogę krzyczeć, ponieważ inaczej wszyscy się zbiegną, i uznają, że zapewne jestem jakoś poważnie chora. Krew, która leciała z ran, wsiąkała w materiał koszuli lub... skrzydła. Bo tym chyba są. Trudno mi to przyznać, lecz kiedy po chwili stały się na tyle duże, abym sama mogła je zobaczyć, byłam tego pewna. Skrzydła. Na oko pięciocentymetrowe obramowania czarnymi piórami, a wnętrze białymi. Zgodnie z moimi odczuciami, szkarłatna ciesz wsiąkała w nie, przez co były nieco ubrudzone. Spróbowałam nimi poruszać, co mi się udało. Nie było to trudne. Miałam wrażenie, że lekko wprawiałam w ruch moje łopatki, a one same się układały. Niesamowite, lecz wzniosłam się lekko w powietrze. Przypomniałam sobie, że to nie czas na podziwianie takich rzeczy. Chwilę później, ból ustępował, a ja mogłam wreszcie dojść do Anki. W ułamku sekundy znalazłam się przy ciągle leżącej medium. Jej ciało było podobnie przystosowane do życia, jak moje. Niełatwo było jej zrobić krzywdę. Wiedziałam również, że szybko wróci do zwykłego stanu, nawet gdybym nabiła jej masę siniaków. Przymknęłam drzwi do przebieralni i ponownie pochyliłam się nad medium.
 - Nigdy. Więcej. Mnie. Nie. Prowokuj – wypowiadając każde słowo dostawała ode mnie z pięści w brzuch. Nie jestem pewna, lecz chyba połamałam jej parę żeber. – Mogę się następnym razem nie powstrzymywać, a wtedy twoje piękne życie się zakończy – dodałam z tak fałszywym uśmiechem, na jaki tylko mogłam się zdobyć. Widziałam jej przerażone spojrzenie, które dodało mi tylko sił. – Czy to jest jasne? – zapytałam łagodnie. Trzymając jedną dłoń przy jej twarzy zauważyłam, że nie mam normalnych paznokci. Były dłuższe o parę centymetrów i spokojnie chyba mogę je nazwać wręcz pazurami. Wykorzystałam to, przecinając jej skórę w okolicach obojczyków. Ten ślad szybko nie zniknie. Anka nie odpowiadała, tylko patrzyła się wciąż na mnie swoimi przestraszonymi oczami. Mój instynkt powoli zaczynał dawać górę rozsądkowi, który rozkazał mi dać jej już spokój – Nie odpowiadasz mi, jednak mam nadzieję, że zrozumiałaś, nie chciałabym więcej takich akcji – dodałam zbierając się.
         Podeszłam do lustra, przypominając sobie, że nie mogę wyjść w tym stanie. To był kolejny problem, nie wiedziałam, kiedy to minie. Najbardziej prawdopodobnym sposobem wydawało mi się, zwyczajne uspokojenie się. Nerwy się uspokajały, a ciśnienie opadało. Lecz w odbiciu nadal nie widziałam swojego poprzedniego wyglądu. Widocznie zmiana dodała mi wzrostu. Moje nogi były długie. Włosy czarne, a skrzydła posłusznie zwisały wzdłuż mojej sylwetki. Moje oczy miały barwę morskiego, bardzo zimnego błękitu. Stałam tak dłuższy czas, kiedy dostrzegłam, że moje włosy wracają do swojego naturalnego, kasztanowego odcienia. Poczułam również, jak moje skrzydła zaczynają wracać do miejsca, z którego wyrosły. Odwróciłam się, chcąc to zobaczyć. Rozerwana skóra zaczęła się łączyć, tak, że po chwili nie było żadnego śladu po jakichkolwiek skrzydłach. Moje oczy na powrót stały się piwne, a paznokcie krótkie. Mój wzrost także wrócił do normy i byłam dokładnie tą samą dziewczyną, co przed lekcją wychowania fizycznego. Jedynie moja koszula nie miała jak się „odnowić”. Zdjęłam ją i schowałam do torby, na jej miejsce zakładając górę ze stroju gimnastycznego.
 - Do zobaczenia na lekcji! – rzuciłam wesoło do Anki. Wyszłam z szatni, kierując się do mojej klasy.

sobota, 1 marca 2014

8.1

         Szczerze się przyznając, nie uważałam na lekcjach. Nie potrafiłam się skupić, mając cały czas w głowie siedzącego niedaleko mnie Rafała. Po godzinie języka polskiego kierowałam się na wychowanie fizyczne, ale polonistka mnie zatrzymała. Jak się okazało, chciała się dowiedzieć, czy nie chciałabym może wziąć udziału w konkursie recytatorskim. Stwierdziłam, iż muszę się zastanowić i wyszłam z sali. Czekała na mnie Kasia i Ideał. Kiedy do nich dołączyłam rozmawiali na temat motocykli. Podobnie jak ja, moja przyjaciółka również bardzo je lubiła. Rafał opowiadał jej właśnie, jak to jego brat dostał zamiłowanie w tym kierunku. Obie zapamiętałyśmy, że to ich tata zainteresował swoich synów do tych maszyn. Jako mali chłopcy wyjeżdżali na wieś, gdzie ich wujek pozwalał im jeździć na swoim crossie. W ten sposób chłopcy zapalili się do motorów.
         Byłam zdziwiona, kiedy okazało się, iż raz w tygodniu w-f będziemy miały łączony z chłopakami. Nauczyciele uzgodnili, że zagramy sobie razem w koszykówkę. Zostaliśmy podzieleni na dwie drużyny. Rafał trafił do grupy z Anką, za to ja miałam Kaśkę. Zawsze bardzo lubiłam ten sport. Wymagał ruchu, gry zespołowej oraz szybkości. Udało mi się zdobyć parę punktów, co tylko denerwowało medium. W końcu chyba jak dla niej miarka się przebrała i musiała coś zrobić, gdy piłki nie było ani przy mnie, ani przy niej. Chcąc prędko się znaleźć na obronie, biegłam na drugą stronę pola do gry, kiedy poczułam czyjeś dłonie na swoich plecach, których aurę rozpoznawałam nawet, gdy mnie nie dotyka. Próbowałam jakoś uniknąć upadku, lecz moje ciało straciło równowagę. Tak bardzo miałam ochotę znaleźć się przy niej, pociągnąć ją za koszulkę i przerzucić przez całą salę. Moje chęci musiały jednak spełznąć na niczym ze względu na ludzi wokół. Wszyscy zaczynali się zbiegać do nas.
 - Chyba nie chcesz żebym ja ci coś takiego zrobiła, prawda? Dobrze wiesz, że bolałoby sto razy mocniej – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Ledwo się powstrzymywałam, aby podejść do niej i zrobić jej krzywdy.
 - Może to sprawdzimy później? – zapytała z pewnością siebie Anka, pomimo tego, że musiała sobie zdawać sprawę, że nie ma ze mną szans.
 - Proszę się odsunąć! Roksana, możesz wstać? – spytała zmartwiona wuefistka. Dopiero teraz spojrzałam na moje kolano, które krwawiło. Nie czułam nawet tego. Gdyby nie było wokoło nas takiego już tłumku, nikt by tego nie zauważył. Krew leciała strużką na podłogę, ale wiedziałam, że za jakieś 30 minut nie będzie śladu po ranie.
 - Proszę się nie martwić. Możemy dalej grać? – zadałam pytanie z nadzieją, iż całe zamieszanie zaraz się zakończy.
 - No dobrze, jakby coś się stało, zawołaj mnie. A tymczasem usiądź na ławce – poleciła mi. – A z tobą jeszcze sobie porozmawiam – skierowała się do medium.
Wstając Rafał podszedł do mnie i wziął mnie pod ramię. Sama doskonale bym sobie poradziła, ale nie mogłam pokazywać, że po takim przewróceniu nic mi nie jest.
 - Bardzo boli? – spytał troskliwie Ideał.
 - Nie, już przestaje – odpowiedziałam, próbując go uspokoić. Widziałam w jego oczach rozgoryczenie zachowaniem dziewczyny. Posadził mnie powoli na ławce i wrócił do gry.
         Patrzyłam, jak Rafał zdobywał punkty, jak olewał nawoływania Anki, przy wolniejszej akcji sprawdzał, czy na pewno nadal tu siedzę i czy nic mi się nie dzieje. To słodkie, jednak musiałam się teraz skupić na zachowaniu medium. Wiedziałam, że na tym się nie skończy, że to był dopiero początek. Chciałam się przygotować psychicznie, jak i fizycznie do tego, co mnie może czekać. Gdybym tylko mogła wiedzieć do czego jest w stanie się posunąć. 

sobota, 15 lutego 2014

8 :3

8.


         Nastawał czwarty dzień szkoły. Jeśli ktoś mógł stać się tak szczęśliwy w ciągu paru dób jak ja, to stawiam, że jego szczęście było wielkie, grubiutkie i pochodziło z innej części świata, więc też tyle zajęło mu, aby się tu dostać. Nie wierzyłam w to, co się dzieje w moim życiu... To było takie... wręcz nierealne. Ale nie narzekałam, żeby nie było. Po prostu się dziwiłam. Była godzina 6.19, a ja na ósmą miałam być w szkole. Nie mogłam spać, może z podekscytowania, a może z jakiegoś innego powodu. Budzik powinien zadzwonić mi za pół godziny, a ja nie wiedziałam, co ze sobą począć. Leżałam w łóżku i rozmyślałam. Nikt, poza mną i Ideałem nie wiedział, że jesteśmy parą. Tak mogę to wreszcie powiedzieć. Parą. Ładnie to brzmi. Postanowiłam na przystanku streścić Kaśce wczorajsze spotkanie i zapytać ją o Kubę. Nie mogłam się doczekać jej reakcji i tego, co ma mi do opowiedzenia. Wstałam powoli zbierając się do szkoły.
         Kiedy wychodziłam z domu zastanawiałam się już, jak będzie wyglądała moja krótka rozmowa z przyjaciółką, do przyjazdu tramwaju. Właśnie zamykałam drzwi wejściowe kluczami, kiedy ktoś podszedł do mnie od tyłu i wystraszył.
 - Aaaa! – wydarłam się przestraszona. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam dławiącego się ze śmiechu Rafała. – Bardzo śmieszne, naprawdę – dodałam z sarkazmem. Ucieszyłam się na jego widok, ale powitanie nie należało do najprzyjemniejszych, kiedy serce podskakuje ci ze przerażenia do gardła.
 - No już nie złość się. Nie mogłem się powstrzymać – Nadal cicho śmiał się Ideał. Spojrzał na mnie przepraszająco, co podziałało na mnie wręcz kojąco.
 - Czemu przyjechałeś wcześniej? – zdziwiłam się, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że jest jeszcze sporo czasu do przyjścia Kasi na przystanek.
 - A czemu nie? Miałem nadzieję, że wyjdziesz troszkę wcześniej i będziemy mogli pogadać – usprawiedliwił się Rafał. Złapał moją dłoń i kroczyliśmy powoli w stronę skrzyżowania.
 - A gdybym nie wyszła wcześniej to stałbyś pod drzwiami i czekał? – zapytałam przekornie.
 - Tak. Chyba by ci to nie przeszkadzało, prawda? – odpowiedział mi pytaniem chłopak. Dodając swój zadziorny uśmieszek zwalał z nóg.
 - No... Nie, jasne, że nie – zamyśliłam się na chwilę. Byłam w sumie ciekawa, jak zareagowałaby moja mama, gdyby wyszła wcześniej ode mnie i zobaczyła go czekającego. Pewnie zaczęłaby z nim rozmawiać i wypytywać, co mnie z nim łączy. Kochałam ją jednak, czasem dawała u niej znać nadopiekuńczość. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że nie byłam zwykłą dziewczyną, ponieważ normalni ludzie jak i ideały nie miały prawa słyszeć o naszym istnieniu. Medium również. Kiedy Anka zauważy, że jestem z Rafałem dopiero rozpocznie się wojna. Nie chciałam tego, ale wiedziałam, że taka jest kolej rzeczy.
          Doszliśmy do przystanku, gdzie Ideał usiadł sobie na ławce i pociągnął mnie tak, żebym usiadła mu na kolanach. Widział, że się czymś zamyśliłam, i wykorzystując fakt, że związałam dzisiaj włosy w kitkę, zaczął przygryzać mi lekko szyję. Wszystkie moje dotychczasowe rozmyślania znikły, a ja wróciłam do rzeczywistości. Całkiem miłej rzeczywistości.
 - To może ja cię teraz pogryzę dla odmiany? – zapytałam zaczepnie.
 - Chętnie, ale nie tu – powiedział zwycięsko Rafał i uśmiechnął się.

sobota, 8 lutego 2014

7.2

         Pomimo, że powoli nadchodziła jesień, przyroda wydawała się nie zdawać z tego sprawy i widać było w niej pełnię życia, podobną do mojej. Podziwiałam wszystko, co nas otaczało. Chciałam zapamiętać każdy szczegół tego spotkania, poczynając od miejsca w jakim się znalazłam, a kończąc na osobie, która mnie tu przyprowadziła. Każdy fragment naszej rozmowy, z jednej strony beztroskiej, a z drugiej wiele znaczącej. Znowu myślałam o tym, jak bardzo pragnęłam być dorosła, aby pomijając wszystkie obowiązki, nie miało się żadnych ograniczeń. Głównie czasowych. Zdawałam sobie sprawę, z tego że sama nie miałam najgorzej. Cóż, człowiek zawsze chce więcej, to jedna z jego wad.
         Przysiedliśmy na chwilę na ławce, pod wielką wierzbą płacząca, wyglądającą na co najmniej sto lat. Rafał opowiadał właśnie o swojej babci i rodzinie mieszkającej z nią. Posiadali niemałą gospodarkę i hodowlę. Zawsze chciałam zobaczyć jak to wygląda z wewnątrz. Cała praca rolnicza, hodowlana, proste życie na wsi. Mówił o tym, że jak był młodszy, spędzał tam całe wakacje z Kubą. I to tam oboje nauczyli się jeździć na motorach. Od kiedy pamiętam, uważałam je za bardzo niebezpieczne, ale od paru lat niesamowicie pociągały mnie takie sprzęty. Motory, motocykle, crossy, czy harleye. Teraz rozumiałam, dlaczego jego brat poszedł do technikum motoryzacyjnej. Zaczęłam się, za to dziwić, z jakiego powodu Ideał nie poszedł do szkoły wraz z Kubą. Pogrążyłam się w szukaniu odpowiedzi na to pytanie, lecz nie mogąc jej odnaleźć, zapytałam się go po prostu o to.
 - Szczerze to chciałem tam iść, ale potem rozważałem wszystkie minusy. Miałbym tam dalej, jest więcej lekcji dziennie, a poza tym są to cztery lata nauki, a nie trzy. Fakt, lubię motoryzację, jednak wolałem iść do zwykłej szkoły. Mojego brata nie odstraszyły te wady i mimo to poszedł tam, poniekąd spełniając się życiowo. Czasem żałuję, że nie jestem z nim w szkole, ale później myślę o plusach tego, że poszedłem tutaj. Jest mniej lekcji, rok mniej nauki, bliżej do domu. Pomijając te wszystkie małe zalety, największą jest to, że trafiłem do klasy z tobą i miałem szansę cię poznać. Gdyby nie to, Kuba nie byłby teraz w kinie z Kasią, która mu się widocznie spodobała – to wiele wyjaśniało. Ale kiedy wspomniał o tym, że największą zaletą było poznanie mnie... Myślałam, że się rozpłynę. Roześmiałam się cicho i przytuliłam do niego. Czułam, że mogę spędzić w ten sposób wieczność.
 - Coś się stało? – zapytał troskliwie.
 - Nie, dlaczego? Nie mogę się tak po prostu przytulić? – odpowiedziałam pytaniem. Rafał odsunął się lekko i pocałował mnie. Boże, on był... idealny. Tak wiem, że to nie jest najmądrzejsze, że Ideał jest idealny, ale tylko to dobrze go opisuje. Doskonały. Przerwałam pocałunek, ale nie odsunęliśmy się od siebie.
 - Coś się stało? – spytałam lekko na przekór.
 - Nie, dlaczego? Nie mogę tak po prostu cię pocałować? – odpowiedział mi z zawadiackim uśmiechem.
 - Akurat ty możesz wszystko – odpowiedziałam szybko. Nie wiele zastanawiając się, co robię, wtuliłam twarz w jego szyję. Miała taki ładny zapach wody po goleniu. Typowo męski. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę, podczas której myślałam, jak to może wyglądać. Dwójka nastolatków, być może para, przytulająca się na ławce w ogrodzie botanicznym. Doszłam do wniosku, że to chyba całkiem słodki obraz, przypominając sobie, że zawsze, kiedy widywałam takie pary, sama bardzo rozmarzałam. Moje przemyślenia przerwał jego głos.
 - Razem? – zapytał.
 - Hm? – Wyprostowałam się i spojrzałam mu w oczy. Nie do końca wiedziałam, o co chodzi.
 - Będziemy razem, prawda? – ponowił pytanie, jakby trochę zmieszany.
 - Tak. Razem – potwierdziłam jego słowa i uśmiechnęłam się szczęśliwa. Tą małą przysięgę Ideał przypieczętował pocałunkiem.